Postanowiłem zrobić eksperyment. W czasach, gdy wszystko robimy przez telefon — zamawiamy jedzenie, płacimy rachunki i, oczywiście, obstawiamy mecze — ja zdecydowałem się na ruch pod prąd. Zrobiłem coś, co dla wielu może wydawać się dziwne albo wręcz niewygodne: usunąłem konto w STS (formalnie rzecz ujmując, zawiesiłem) i postanowiłem wrócić do korzeni, czyli do obstawiania wyłącznie w punktach stacjonarnych.

Nie był to impuls, raczej potrzeba zmiany i ciekawość. Chciałem przekonać się, jak to dziś wygląda. Czy coś się zmieniło od czasu, gdy ostatni raz byłem w punkcie bukmacherskim? Czy obstawianie „na żywo”, ale bez internetu, ma jeszcze sens?
Obawy i pierwsze wrażenia
Na początku miałem wątpliwości. Mieszkam w dużym mieście, ale i tak zastanawiałem się, czy łatwo znajdę punkty stacjonarne STS. Ku mojemu zaskoczeniu — nie było z tym żadnego problemu. Wręcz przeciwnie, okazało się, że wybór lokalizacji jest spory, a wiele punktów znajduje się blisko miejsc, które i tak codziennie mijam. W mniejszych miejscowościach pewnie sytuacja wygląda inaczej, ale w aglomeracjach punkty są wciąż dobrze obecne.
Pierwsze wejście do punktu po latach było… trochę jak cofnięcie się w czasie. Ale tylko na chwilę. Spodziewałem się znajomego klimatu – rozmów, analiz przy ladzie, wymiany opinii, a tymczasem – cisza. Ludzie przychodzili, obstawiali i wychodzili. Bez słowa. Trochę jak na poczcie. Ten klimat, który pamiętam z dawnych lat, gdzie przy okazji meczu można było poznać kilku zapaleńców piłki, gdzieś się ulotnił. Taka już chyba natura dzisiejszych czasów – każdy jest skupiony na sobie i swoim ekranie, nawet jeśli tym razem tym ekranem jest terminal w punkcie.
Nowoczesność w klasycznej formie
Zaskoczyło mnie za to jedno – punkty stacjonarne STS są dziś naprawdę nowoczesne. Nie ma już starych papierowych kuponów i ołówków w plastikowym kubeczku. Są dotykowe ekrany do samodzielnego obstawiania, schludne wnętrza, często klimatyzowane i monitorowane. Wszystko działa sprawnie, a sama obsługa – bez zarzutu. I co ważne – nie było kolejek. Zawsze wchodzę, obstawiam, wychodzę. Szybko, bezproblemowo.
Trudności? Też były
Ale nie wszystko było różowe. Największym problemem okazał się… czas. Żeby zagrać kupon, musiałem się fizycznie wybrać do punktu. To znaczy: zaplanować, kiedy pójdę, czy zdążę przed meczem, czy punkt nie będzie akurat zamknięty (na szczęście STS godziny otwarcia są dobrze opisane w sieci, więc łatwo się tego dowiedzieć). W dobie, gdy wszystko można zrobić z kanapy w kilka sekund, to spore utrudnienie.
Do tego brak dostępu do zakładów live. To była największa różnica. Były momenty, kiedy oglądałem mecz i widziałem, że drużyna ewidentnie traci tempo, a kursy na przeciwnika na pewno wzrosły. W wersji online – klikam i gram. W wersji offline – patrzę i… nic nie mogę zrobić. Może i nie przegrałem przez to pieniędzy, ale może też nie wygrałem tego, co mogłem. Trudno powiedzieć. Tak czy inaczej – pewien potencjał zniknął.
Czy było warto?
Wbrew pozorom – tak. To była cenna lekcja. Spokojniejsze tempo, więcej przemyśleń przed postawieniem kuponu, mniej pokus. Brak ciągłego klikania, sprawdzania kursów co pięć minut, szukania „pewniaków” o drugiej w nocy. Paradoksalnie – dzięki temu eksperymentowi poczułem większy dystans do gry. I może nawet większy szacunek do każdego zakładu, który stawiam.
Ale czy wróciłbym do gry tylko stacjonarnej na stałe? Nie. To był ciekawy eksperyment, ale już wiem, że usuwanie konta STS nie było decyzją na zawsze. Wygoda, jaką daje aplikacja czy strona internetowa, jest nie do przecenienia. Możliwość zagrania w każdej chwili, dostęp do analiz, statystyk, promocji – to wszystko ułatwia życie gracza. Konto założę ponownie.
Podsumowanie? Najlepiej jedno i drugie
Dziś wiem jedno – warto znać oba światy. Warto mieć konto online, ale też nie zapominać, że punkty stacjonarne wciąż istnieją i mają się dobrze. To fajna odskocznia, miejsce, które pozwala zwolnić, oderwać się od ekranu, a może nawet – jeśli dopisze szczęście – poznać kogoś, kto też lubi pogadać o sporcie.
I choć świat obstawiania idzie naprzód, to czasem warto się cofnąć. Przynajmniej na chwilę. Zachęcam też do mojego innego tekstu – czy obstawianie stacjonarne ma jeszcze sens?